wtorek, 21 kwietnia 2015

#0

- Ymm... Izabelo... czy wyjdziesz... za mnie? - pyta Maciek.
Jego propozycja zaskakuje mnie niesamowicie, tym bardziej, że on wie o mojej ciąży. Żeby to jeszcze jego dziecko było... oj zamknij się Iza! On cię kocha, ty go kochasz, to czego chcesz?! I czemu ja mówię do siebie w myślach?! Koniec.
- Tak, pewnie że tak! - wołam i rzucam się mu na szyję.
Upadamy razem na podłogę, bo jakoś nie przyszło mi do głowy ze on straci równowagę... Przecież klęczał, głupia!
Śmiejemy się jak głupi do sera, ale mnie to odpowiada. W końcu Maciek przytula mnie do siebie i zaczyna bawić się moimi włosami.
- Misiu... a pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? - pyta po chwili.
- Jasne! To było...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

-Miałam wtedy siedem lat. Siedziałam przed domem, na parkingu, bawiąc się lalkami, gdy nagle ktoś rzucił kamień obok mnie. Wystraszyłam się, bo myślałam ze to może być porywacz dzieci. Ale postanowiłam być dużą dziewczynką i nie zareagowałam.
Chwile potem zza ogrodzenia wyłoniła się głowa chłopca, na oko o dwa lata starszego. Ciemne włosy przysłaniały pol czola, a duze brazowe oczy dodawaly mu urosy.
- Ej! Nie wyatraszylas sie kamienia? - zapytal.
Oniesmielona pokrecilam glowa. Nie przyszlo mi nawet na mysl ze tuz obok moze mieszkac ktokolwiek, wiec jego widok byl zadziwiajacy.
- A chcesz sie ze mna bawic? - zadaje kolejne pytanie. - Kuby nie ma i mi sie nudzi.
- No dobra! To bawimy sie domek? - pytam podekscytowana. - I kto to Kuba?
- To moj brat. Tez skacze na nartach jak ja. Kiedys ci pokaze. Mam pomysl! Ale nie wygadasz nikomu, obiecujesz?
- Tak! Tak!
- Wejdziemy do domu starego Soli. Bez pytania.
- To nie ladnie...
- Przestan no! Bezie fajnie.
- No dobra. Chodzghfgnmy.
I poszlismy do tego domu. Maciek, bo takk mi sie po rodze przedstawil, opowiadal jak to stary sasiad je psy i koty. Poczatkowo nie chcialam mu wierzyc, ale jego przejety i tragiczny glos w koncu przekonaly mnie co do prawdy tych opowiesci.
Weszlismy do domu przez okno. W srodno kurzu, wszedzie porozzucane najrozniejsze rzeczy, o ktorych nam sie nie snilo. A w samym kacie... pistolet. Niedaleko od tego pelno jakiejs czerwonej cieczy. Nie jakiejs, bo to byla krew. Momentalnie zwialismy z tego domu, nawet nie ogladajac sie za siebie. Rozeszliamy sie kazdy do siebie. Nastepnego dnia w gazecie pisano o zamordowaniu starego Soli. Przez nastepny tydzien nie wychodzilam z domu. Próbowali ze mnie wyciągnąć, dlaczego tak się zachowuję, ale dzielnie się sprzeciwiałam...